Aktywna Parka - Bieszczady

Bieszczady – Mała Rawka – Wielka Rawka – Wilki – 20.11.2018

Dlaczego akurat ten szlak?

Zatrzymaliśmy się w malutkiej miejscowości Smerek w pensjonacie o takiej samej nazwie – SMEREK 2 :). Tuż obok większości szlaków w Bieszczadach. Wybraliśmy to miejsce właśnie ze względu na bliską dostępność atrakcji oraz na wspaniałe opinie o pensjonacie. Prowadzi go Pan Robert — przesympatyczny, pomocny człowiek, i to on polecił nam kilka miejsc, w tym właśnie Rawkę Małą i Wielką. Według jego opinii jest to najlepsze miejsce w Bieszczadach, jeśli chodzi o widoki. I się nie mylił, ale o tym dalej :).

Startujemy!

Budzimy się we wtorkowy poranek i za oknem widzimy piękne słońce. To coś nowego, bo od kiedy przyjechaliśmy, 2 dni wstecz, pogoda nie należała do najładniejszej, mgła, pochmurno, trochę śnieżku i zimno. Pełni zapału zeszliśmy na śniadanie o 8:30. Po sytym jedzeniu (naleśniki z serem Pana Roberta były wyśmienite!) i radach co do szlaku ruszyliśmy autem na wyprawę.

Po drodze mieliśmy trochę stracha, ponieważ poprzedniego dnia dosłownie ślizgaliśmy się po jezdni. Niestety nie przygotowaliśmy się na „zimę” :D. Nie spodziewaliśmy się, że w Bieszczadach będzie tak mroźno, dlatego nie zmieniliśmy nawet opon w aucie, nie mówiąc o ciuchach, które zabraliśmy na bardziej jesienny wyjazd. No, ale nic, człowiek mądry po szkodzie. Tym razem udało nam się dojechać do Brzegów Górnych na Przełęcz Wyżniańską — skąd startowaliśmy na szlak — bezproblemowo. Widać było, że droga została posypana solą i lód powoli puszczał. Dojeżdżamy na parking, gdzie jest kilka samochodów na krzyż, nawet nikt nie pobiera opłat i ruszamy na zielony szlak. Poza sezonem nie ma konieczności kupowania biletu wstępu do parku narodowego.

Mała Rawka

Od parkingu do Bacówki pod Małą Rawką, gdzie zaczyna się podejście pod górę, trzeba przejść jeszcze ok. 15 minut spacerkiem (1,2 km). Po drodze mijamy jedną parkę, która potem szła naszymi śladami :). Były to jedyne osoby podróżujące, które widzieliśmy przez najbliższe 3 godziny. Przy schronisku skręcamy w prawo, jak wskazuje znak na Małą Rawkę. Wchodzimy w las, gdzie już jest coraz więcej śniegu. Droga to głównie mnóstwo liści jak na jesień przystało oraz gdzieniegdzie kamienie. Im droga robi się bardziej stroma, tym pod nogami odczuwamy coraz mocniej śliskie podłoże. Trzeba było uważać, żeby nie fiknąć koziołka na twarz :). Nie powiem, podejście na samą górę było dosyć męczące. W niektórych miejscach były zrobione schody, widzieliśmy też panów, którzy budowali nowe schody, aby w sezonie łatwiej pokonywało się szlak.

Mówi się im dalej w las, tym więcej drzew, w tym wypadku im dalej w las, tym więcej śniegu :). Krajobraz stawał się coraz bardziej bajkowy, drzewa, krzaki pokrywała gruba warstwa śniegu, odczuwalnie również robiło się chłodniej. Widać było przebijające się błękitne niebo i słoneczko.

Dochodzimy na szczyt Małej Rawki (1272 m n.p.m), skąd rozpościera się cudowna panorama Bieszczad oraz widać szczyt Wielkiej Rawki, czyli kolejnego punktu naszej wyprawy. Całe wejście zajęło nam około godziny (1,7 km) z przystankami na złapanie oddechu :).

Aktywna Parka - Bieszczady
Aktywna Parka - Bieszczady
Aktywna Parka - Bieszczady
Aktywna Parka - Bieszczady

Wielka Rawka

Zdjęcia zrobione, filmik nagrany, ruszamy dalej! Podejście na Wielką Rawkę początkowo prowadzi łukiem jej zbocza, na końcu trochę pod górę. Aby dojść do znaku, trzeba pokonać jeszcze kilkuminutową trasę wśród zimowego gaju. Widok jak z krainy lodu :). Całość trwała jakieś 20 minut (1,3 km) i po tym czasie znajdujemy się na szczycie Wielkiej Rawki (1307 m n.p.m). Stąd widać wszystko :).

Jako że czas nas gonił, a o tej porze roku szybko zachodzi słońce (tu w Bieszczadach po zmroku nic kompletnie nie widać :)), ruszyliśmy dalej do Krzemieńca (Kremenaros), w którym to łączą się granice 3 państw — Polski, Ukrainy i Słowacji.

Iść czy nie iść, o to jest pytanie

Droga do Krzemieńca początkowo prowadzi w dół do 1155 m n.p.m, aby na koniec ponownie wejść pod górę na 1221 m n.p.m. Cała trasa to ok. 1,7 km. Idzie się granicą polsko-ukraińską granic z widocznymi słupami w kolorach flag.

Schodzimy, więc w dół, jest dosyć ślisko, trochę błota. Nagle widzę na śniegu odcisk małych łapek i żartuję do Adama, że chyba jakiś kotek tu chodził. Adam walnął, że to wilk. No i wywołał wilka z lasu… Idziemy dalej i ukazują się większe ślady, myślimy, że faktycznie te już mogą być wilka, ale myślimy, że luzik jeden wilkołak nam niestraszny. Parę metrów dalej, jak zeszliśmy już na sam dół, na śniegu widzimy mnóstwo śladów łap i to całkiem świeżych… I tu zaczynamy rozmyślania czy iść dalej, czy zawrócić. Nie powiem, ja byłam przerażona, bo od razu zadziałała moja wyobraźnia i ujrzałam w niej watahę wilków, tym bardziej że dookoła nas nie było żywej duszy, byliśmy sami. Adam wymyślił, aby zadzwonić do Pana Roberta. Tak też zrobiliśmy.

Podczas rozmowy usłyszeliśmy, że nie było przypadków, aby wilki zaatakowały ludzi, aczkolwiek były sytuacje, gdzie wataha nie bała się ludzi. Pan Robert odradził nam dalszą wyprawę, dodatkowo wspomniał, że wilki na pewno już nas obserwują, co zmroziło nam krew w żyłach :D. Nie zastanawiając się, ruszyliśmy z powrotem w górę, cały czas oglądając się za siebie czy nas jakiś wilczek nie śledzi :). Szkoda nam było, że nie doszliśmy do Kremenaros, ale z drugiej strony będzie okazja, aby wrócić do przepięknych Bieszczad. Migiem, bo w 14 minut, doszliśmy znowu do Wielkiej Rawki — wilki były niezłą motywacją :).

Zrobiliśmy chwilę przerwy na kanapkę i herbatkę z termosu. Spotkaliśmy w końcu trzecią osobę, która zaczęła schodzić w stronę Ustrzyk Górnych. Chwilę później ujrzeliśmy Panią, która doszła do nas z innego szlaku. Widać, że zahartowana babka, bez czapki i w lekkim stroju :D. Dowiedzieliśmy się, że chce właśnie iść na Krzemieniec, poinformowaliśmy ją o naszych odkryciach, ale widać, że ciągnęło ją tam pomimo wilków. Nie wiemy, czy tam poszła, ale życzyliśmy jej powodzenia :).

Po przerwie ruszyliśmy z powrotem tym samym szlakiem do naszego autka. Spotkaliśmy ostatnią Panią, która szła tylko na Wielką Rawkę. Schodziło się szybciej, ale trzeba było jeszcze bardziej uważać, aby się nie poślizgnąć i upaść na tyłek. Doszliśmy do samochodu i ruszyliśmy na ciepły posiłek do „Paweł nie całkiem święty” :).

Cała trasa zajęła nam ok. 10 km, co można zobaczyć na aktywności z zegarków poniżej.

Podsumowanie

Polecamy wszystkim wybranie tej trasy jesienią ponieważ:

✔ Dosyć łatwa trasa z lekko trudniejszym podejściem na początku pod Małą Rawkę
✔ Ładne widoki podczas wchodzenia, jak i na szczytach
✔ Mało turystów w okresie jesienno – zimowym
✔ Dobry dojazd i miejsca parkingowe 
✔ Widocznie oznakowane szlaki, nie ma jak się zgubić
✔ Schronisko po drodze

Jeżeli byliście na tym szlaku, dajcie znać w komentarzach jak Wam się podobało :).

Podziel się postem! :)

Share on facebook
Share on google
Share on twitter
Share on linkedin
Share on print
Share on email